No i stało się, w końcu Robert Kubica stanął na podium w Australii. Udało mu się zająć pozycję, o którą walczył rok temu. Ale o tym wydarzeniu to już każdy słyszał milion razy i nic nowego tu nie napiszę, natomiast to co mnie zaskoczyło (zwłaszcza po Bahrajnie) to to, że ten wyścig nie był ani trochę nudny. Mimo zabójczej pory transmisji (było to o 8 rano i to w dodatku po zmianie czasu na letni!!!!!) nie było momentu, w którym dopadała by mnie senność. Może to wina deszczowej pogody, jak wiemy w przypadku deszczu zawsze się dużo dzieje, lecz nie ulega wątpliwości, że wyścig był bardzo emocjonujący.
Od samego początku byliśmy świadkami, licznych walk, wyprzedzań, a ponad tym wisiała atmosfera niepewności odnośnie strategii. Kto zjedzie na zmianę opon? Kiedy? Ile razy? Czy będzie jeszcze padać? Wszystko to tworzyło atmosferę niepewności do ostatniego okrążenia. Nie omieszkam wspomnieć o błędnej strategii zespołu Mclaren'a, dzięki której Hamilton stracił kilka pozycji (co mnie absolutnie nie martwi :).
Deszcz czy nie deszcz wyścig był bardzo widowiskowy i interesujący, oby takich więcej!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz